Jak zapowiada się przyszłość motoryzacji? Jak szybko możemy spodziewać się pełnej elektryfikacji? Bez wątpienia auta elektryczne to super sprawa. Jazda nimi jest ekscytująca – bo nowa i zaskakująca, bo okazuje się, że mogą dużo więcej niż auta spalinowe (i nie mówię tu o przywilejach). Ale…

 

No właśnie, są „ale”. Kompensują się jednak z zaletami. A zatem jedziemy – jednym z popularniejszych aut elektrycznych – Nissanem Leaf.

Ciekawym doświadczeniem jest cisza po uruchomieniu silnika i rozpoczęciu jazdy. Trzeba się przyzwyczaić, że nic nie ryczy pod maską. Słychać za to dźwięki ulicy.

To nie fikcja, że auto elektryczne może być bardzo dynamiczne. Nissan Leaf bardzo mnie zaskoczył, podobnie jak innych kierowców, którzy na światłach oglądali tylko jego tył. Leaf przy 1580 kg masy własnej osiąga moc 150 KM i maksymalny moment obrotowy 320 Nm. Ma się wrażenie, że auto nic nie waży, zwłaszcza jak wyrywa się z impetem na światłach.

Sylwetka Nissana Leaf jest ciekawa i na pewno wyróżnia się spośród innych aut. Mocno opadająca maska, ostro zakończone światła i bardzo charakterystyczny i wyrazisty tył. Kanciaste lampy tylne i tylna szyba zwracają na siebie uwagę.

Niskie zawieszenie i niskoprofilowe opony to zapowiedź sportowych emocji.

Genialną funkcją jest tzw. e-Pedal – funkcja, która umożliwia przyspieszanie, hamowanie i zatrzymywanie auta jednym pedałem. To świetnie doświadczenie – używać tylko jednej nogi. Hamujemy zdejmując nogę z pedału, aby aktywować hamowanie rekuperacyjne. W razie potrzeby na wyposażeniu mamy też pedał hamulca.

Wnętrze, dzięki jasnej tapicerce, jest jeszcze bardziej przestronne. Swobodę ruchu mają zarówno kierowca i pasażer na przodzie, jak też trójka pasażerów z tyłu. Fotele są bardzo miękkie i wygodne, bo dobrze wyprofilowane.

Wyposażenie wnętrza, zwłaszcza ustawienie przycisków do sterowania klimatyzacją i nawiewami, nie jest najmocniejszym punktem Leafa. Na desce Leafa króluje ekran, wokół którego moim zdaniem dzieje się za dużo. Czarno-białe przyciski i pokretla mają zdobić, ale moim zdaniem troche psują bardzo nowoczesny i świeży design Leafa.

Auta elektryczne lubią miejską jazdę – wówczas są najbardziej ekonomiczne, a ich zasięg znacznie wzrasta. Nissan Leaf może przejechać do 300 km w trybie miejskim, ale jeśli na autostradzie wykorzystamy jego pełną moc, zasięg drastycznie spadnie. Zasięg możemy podreperować wyłączając funkcje auta.

W pełni naładowana litowo-jonowa bateria wskazuje 40 kWh. Starczyła na przejechanie niecałych 250 km w cyklu miejskim – bez stania w korku, ale też bez dbałości o ekonomiczną jazdę. 150 koni zachęca bowiem do szaleństwa.

Ładowanie jest zarówno ogromną zaletą, jak też wadą. Bo oto wracamy do domu i podłączamy auto do prądu, do gniazdka, jak odkurzacz czy żelazko. I to jest super. Nissan Leaf wyposażony jest w 6-metrowe kable umożliwiające podłączenie auta do trudno dostępnego gniazdka ładowania. Po trzech godzinach ładowania bateria załadowała się w 20 procentach. Ładowanie do 100 procent zajęłoby zatem około 15 godzin i będzie kosztowało około 22 zł. Można go oczywiście doładowywać częściej a krócej.

Kolejną opcją są miejskie punkty ładowania. Leaf potrzebuje około ośmiu-dziewięciu godzin do pełnego naładowania w takich warunkach. Tu kable także będą niezbędne, jeśli nie znajdziemy wygodnego miejsca parkingowego blisko słupka z zasilaniem.

Najlepszy wynik ładowania osiągniemy na szybkich stacjach ładowania, które umożliwiają naładowanie baterii o pojemności 23-40 kWh do 80 proc. średnio w ciągu 30-45 minut (umożliwiają ładowanie z mocą 50 kW). Cena za kilowatogodzinę wynosi około 1,9 zł (w abonamencie) i powyżej 2,2 zł dla pozostałych klientów. A zatem stali klienci ładując 25 kWh w 30 minut zapłacimy niecałe 48 zł, co wystarczy na przejechanie do 140 km (przykładowa kalkulacja GreenWay).

Ładowanie w domu jest wygodne i tańsze niż tankowanie benzyny, jednak co w trasie. Inwestując w auto elektryczne ponad 100 tys. zł raczej nie pozwolimy sobie na drugie – do jazdy w trasy. Tu sprawa się nieco komplikuje. Siatka punktów ładowania co prawda się rozrasta, jednak dwóch kwestii nie przeskoczymy: kosztów (szybkiego ładowania) oraz czasu. Wybierając się przykładowo z Warszawy do Zakopanego będziemy musieli ładować baterię minimum trzy-cztery razy – zakładając, że zechcemy zaprzęgnąć do pracy wszystkie 150 koni. Szczęśliwie, jeśli trafimy na stacje szybkiego ładowanie – wówczas każdy postój zajmie nam ok. 1,5 godziny. Gorzej jeśli podłączymy się do zwykłego gniazdka i przerwa na ładowanie przedłuży się do kilku godzin. Finalnie podróż może nam zająć cały dzień.

Bagażnik Leafa ma pojemność 435 litrów. To całkiem nieźle jak na auto miejskie. Powiększenie przestrzeni jest możliwe po złożeniu kanapy, jednak nie uzyskamy płaskiej powierzchni.

Nissan Leaf to naprawdę świetne auto. Pomysłowość wielu funkcji, jakość wykonania, osiągi – to ogromne atuty Leafa. Jednak cena 150 tys. zł to duża bariera. A jednak niezaprzeczalnym faktem jest, że elektryki królują w miastach. Zanim ich zasięg na jednym ładowaniu nie wzrośnie do 400-500 km, nie wyprzedzą aut spalinowych.


 

 

Written by Magdalena Trusińska