Jak wygląda luksus? Jak nowy Ford Edge. Muskularny, elegancki SUV, rodem z amerykańskiej highway, wyróżnia się na drodze, a jednocześnie wyraźnie widać nawiązanie do stylistyki Forda – masywny grill, charakterystyczne lampy przednie i mocno zaznaczona boczna linia nadwozia. Całość jest naprawdę imponująca. Ale jeszcze większe wrażenie robi luksusowe wnętrze i jazda.

Do tej pory w rodzinie Forda jedynym SUV-em była Kuga, która zresztą niezmiennie cieszy się dużą popularnością wśród polskich kierowców. Zdaje się, że Ford Edge szybko powtórzy sukces Kugi, bo oferuje dużo więcej.

Pierwsze spojrzenie i od razu zachwyt. Auto jest śliczne i… ogromne, dlatego od razu pomyślałam o wygodzie w pakowaniu i przewożeniu wózka, fotelika samochodowego i wielkiej torby z dziecięcym zestawem obowiązkowym.

Ford Edge prezentuje się dostojnie. Charakterystyczne linie, ogromny grill, tłoczenia na zderzaku, chromowe dodatki, kształt przednich i tylnych lamp, ogromne koła, duży prześwit – bezsprzecznie wskazują, że mamy do czynienia z klasyczną, luksusową terenówką.

Ford Edge dostępny jest z dwoma wersjami wysokoprężnego silnika 2,0 TDCi o dwóch wersjach mocy: 180 KM i 210 KM Bi-Turbo.

Edge z mocniejszym silnikiem 2.0 TDCI Twin Turbo wyciąga 210 KM i 450 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Ta wersja standardowo połączona jest z napędem AWD i automatyczną, 6-biegową skrzynią. Jednostka rozpędza do setki auto ważące 1874 kg w 9,4 s i osiąga prędkość maksymalną 211 km/h. Co ważne, podczas dynamicznej jazdy czuć zapas mocy, przez co manewry w trasie są dużo bezpieczniejsze i pewniejsze. Silnik jest bardzo elastyczny, a z tą skrzynią biegów układ działa bez zarzutu – ruchy na kierownicy są precyzyjnie przenoszone, a przy wyższych prędkościach kierownica fajnie się usztywnia.

Pokonując wiraże z prędkością powyżej 100 km/h auto mocno trzyma się drogi. Komfort jazdy podnosi też cisza, jaka panuje we wnętrzu. Prócz pomruków silnika, nawet jadąc szybko, kierowcy usłyszy szepty osób siedzących na tylnej kanapie.

Tankowanie też będzie bezstresowe, bo po wielkim SUV-ie można by się spodziewać paliwożernego amerykańca. A tymczasem po kilku dniach jazdy po zatłoczonym mieście Edge wyświetlał spalanie na poziomie 8 l/100 km. Najniższa wartość, jaką udało mi się uzyskać (w krótkiej trasie, przy spokojnej jeździe, nie przekraczając 130 km/h) – 7,1 l/100 km – to także bardzo dobry wynik.

Wnętrze nie rozczaruje nawet najbardziej wybrednego kierowcy. Luksus i bogactwo widać zarówno w ogromnej przestrzeni, jak też w jakości użytych materiałów – ma na myśli nie tylko królującą w testowanej wersji skórę, ale także plastiki.

Co zaskoczyło mnie na plus, to skromniejszy kokpit. Fordy często bowiem ozdobione są mnogością przycisków i pokręteł. Edge stawia na skromną elegancję i to jest jego atut. Wielofunkcyjna kierownica, duży ekran i kilka przycisków pod nim kryją wszystkie funkcje auta, a jest ich – jak można się domyślać – co nie miara. Nie przeszkadza mi nawet czerń, którą rozświetlają chromowe elementy na kierownicy, czy wokół zegarów.

Dopełnieniem luksusu we wnętrzu są siedzenia. Ogromny fotel kierowcy rodem z klasycznych amerykańskich wozów jest bardzo wygodny. Siedzisko jest miękkie, co doskonale pasuje do miękkiego, sprężystego zawieszenia – całość chwilami przypomina relaks na wodnym materacu lub podgrzewanej leżance w SPA.

Do tego kilka drobiazgów (dostępnych w opcji), jak podgrzewana kierownica, elektrycznie sterowane fotele, kamery z przodu i z tyłu, aktywny asystent pasa ruchu, system monitorowania martwego pola włącznie, czy aktywne światła LED z automatycznym trybem świateł drogowych, i auto doskonałe gotowe. Brakuje jedynie kawiarki i przewijaka…

… chociaż tenże rozłożony spokojnie zmieści się na przednim fotelu lub tylnej kanapie. Przestrzeni i luzu jest naprawdę co nie miara.

W takim aucie nie ma mowy o małym bagażniku, bez perspektyw i możliwości. Przewieziesz wszystko i wszystkich. Przestrzeń jest dostępna bez przeszkód – płaska powierzchnia i ogromne pole załadunku, a na dodatek elektrycznie otwierana klapa bagażnika. 602 litry na start, ale po złożeniu siedzeń załadujemy prawie 1850 l.

Cóż chcieć więcej, kiedy – przykładowo – prócz malucha na rękach, toreb na ramieniu i wózka, zaczyna padać deszcz.

Cena nowego Forda Edge może być jego największą barierą. Za podstawową wersję trzeba zapłacić ponad 160 tys. zł. Do bogatszej wersji przyjdzie nam dopłacić od 30 tys. zł w górę. Ale luksus musi kosztować, co pokazuje też konkurencja, którą Edge wyprzedza, jeśli chodzi o jakość wyposażenia i cenę.

[Best_Wordpress_Gallery id=”21″ gal_title=”Ford EDGE, EDGE”]

Written by Magdalena Trusińska